Wojciech Rotowski – nie tylko bohater „Na Wspólnej”, ale też iluzjonista i pirotechnik. Opowiedział nam o swoich nietypowych zajęciach
Wojciech Rotowski znany jest jako Jarek Berg z serialu „Na Wspólnej” emitowanym na TVN. Zagrał także w wielu innych filmach, spektaklach teatralnych oraz podkładał głos w zagranicznych produkcjach. Aktorstwo to jednak niejedyna jego pasja. Wojciech Rotowski jest także prezesem Polskiego Stowarzyszenia Iluzji oraz certyfikowanym pirotechnikiem. W wywiadzie opowiedział nam, jakie były jego początki z magią, jak wyglądają przygotowania do jego obecnego spektaklu „Houdini. Odyseja Magiczna” oraz kto wpadł na pomysł wątku związanego z iluzją w „Na Wspólnej”.
Początki aktorstwa i iluzji
W wieku 9 lat Wojciech Rotowski zaczął uczęszczać na zajęcia w teatrze muzycznym razem ze swoim bratem. Niedługo później, podczas pracy w teatrze, spotkał się z iluzją, a lata później rozpoczął Państwową Szkołę Sztuki Cyrkowej w Warszawie. Dodatkowo zdobył uprawnienia pirotechniczne. W międzyczasie zajął się również pantomimą i teatrem ruchu.
Wojciech Rotowski o sztuce iluzji
Z iluzją po raz pierwszy miałeś do czynienia w teatrze. Co Cię w niej tak oczarowało, że zdecydowałeś się rozpocząć szkołę z nią związaną?
Chyba to, w jaki sposób na mnie zadziałała jako na małe dziecko, ale też to, jak widziałem, że tak samo działa ona na dorosłych. Iluzja ma w sobie coś takiego, że każdy człowiek może poczuć się przez chwilę jak dziecko i wrócić do świata wyobraźni i wspomnień, gdzie wszystko jest możliwe.
Jak wyglądały początki Twojej nauki iluzji?
W 2006 roku w Teatrze Muzycznym Roma poznałem Macieja Pola, jednego z najlepszych polskich iluzjonistów. Przygotowywał wtedy numer połączenia w całość Alojzego Bąbla w spektaklu Akademia Pana Kleksa. Bardzo mnie to zafascynowało, ponieważ bazowało to na klasycznej iluzji przecinania kobiety na pół, tyle że tu sytuacja była odwrócona. Maciej odsłonił przede mną trochę kulis iluzji, a ja zacząłem za nim jeździć po jego pokazach. Maciej zawsze znajdywał dla mnie parę minut po występach, bym zaprezentował mu nad czym aktualnie pracuje.
Jak wygląda nauka magicznej sztuczki? Wystarczy znać „myk” czy potrzeba także godzin praktyk?
Wiele ludzi mylnie utożsamia iluzje ze sztuczką, a sztuczkę z sekretem. Niestety, nie wystarczy poznać sekret, żeby nauczyć się czarować. Według mnie cała magia powstaje dookoła sekretu. Ten sam trik wykonywany przez dwóch różnych artystów może być zupełnie inny. Dla mnie magia tworzy się ze spektaklu. Może być nim krótka, dwuminutowa etiuda, a nawet drobna iluzja, ale zawsze jest to jakaś historia. To artysta, który ją opowiada, tworzy magię dookoła samego triku. To, że chusteczka zniknie i się pojawi, to jest sam trik. Natomiast całe magiczne zaplecze, które powstanie dookoła dopiero stworzy nam ten klimat. To, w jaki sposób zaprezentujemy opowieść, jest dużo ważniejsze niż to, żeby kogoś oszukać. Uważam tak pewnie dlatego, że swoje początki mam w teatrze i ze sztuką filmową jestem związany dłużej niż z iluzją. Nie wystarczy znać sekret, żeby zaczarować widza. Iluzja jest jednym z narzędzi, do którego dokładam magię słowa, magię ruchu, magię muzyki i dopiero w połączeniu to wszystko daje prawdziwą magię.
Masz jakiś ulubionych iluzjonistów takich, którymi się inspirujesz?
Z iluzjonistami jest tak, że w zależności, na jaką gałąź spojrzymy, to można sobie wyszczególniać w niej konkretne autorytety. Iluzja ma bardzo wiele twarzy. Ja jestem bardzo zafascynowany twórczością Derren’a Browna, angielskiego iluzjonisty, którego w zeszłym roku miałem okazję oglądać na żywo w Londynie. Derren Brown jest mentalistą, co prawda jest to dziedzina, którą ja zajmuję się dodatkowo, ale Derren ma w sobie taką wrażliwość i zmysł opowiadania, dzięki którym budzi w widzu emocje dużo bardziej barwne niż tylko zdziwienie czy zachwyt. Potrafi widzów wzruszyć i zmusić do myślenia. Umie opowiadać o tematach niezwiązanych z iluzją poprzez iluzję i to jest coś, co mnie w nim kręci. Nie wiele iluzjonistów potrafi znaleźć sposób, aby iluzja była dla nich tylko środkiem wyrazu artystycznego do opowiedzenia o czymś innym, większym niż sama sztuczka. Derren Brown to dla mnie autorytet, jeśli chodzi o opowiadanie, a patrząc wstecz w historię iluzji i nieżyjących iluzjonistów, to na pewno będzie to Harry Houdini, w którego mogę się teraz wcielać w Teatrze Żydowskim. Jest on dla mnie autorytetem, jeśli chodzi o nieustępliwość i bezkompromisowe podejście do iluzji. Fascynuje mnie w nim to, jak bardzo można się poświęcić dla swojej twórczości i ile można włożyć w nią serca.
W serialu „Na Wspólnej” miałeś raz wątek związany z iluzją, w którym przebierałeś się za klauna. Reżyser wpadł na ten pomysł czy może była to Twoja propozycja?
Ja po kilku latach wyszedłem z inicjatywą do produkcji „Na Wspólnej”, że może to jest ciekawy pomysł, żeby wykorzystać te moje magiczne zdolności, bo jest to coś nowego, rzadko spotykanego. Taki magiczny wątek mógłby być ciekawym oderwaniem od wątków prawniczych, medycznych i innych zawodów, z którymi pewnie trochę więcej osób może się utożsamić niż z zawodem magika. Także ten orientalny wątek wyszedł ode mnie. Później to już było zadanie scenarzystów i całego naszego twórczego pionu, żeby wymyślić, gdzie tę iluzję umieścić w serialu i mojej postaci. To, co robiłem w „Na Wspólnej” po części było spójne z tym, co robię na co dzień, aczkolwiek sam wątek, że był to klaun, był dla mnie czymś nowym, bo prywatnie mam zupełnie inną stylistykę. Klaun, w którego wcielał się Jarek, był postacią wymyśloną przez scenarzystów i ta estetyka klaunowa była dla mnie czymś nowym.
Zdobyłeś też certyfikat z pirotechniki. Czy zdarzyła Ci się kiedyś jakaś niebezpieczna sytuacja podczas wykonywania sztuczki z ogniem?
Uprawnienia pirotechniczne zdobyłem w Wojskowym Instytucie Technicznym Uzbrojenia i z ogniem pracuję od wielu lat, zarówno przy tworzeniu iluzji, jak i efektów specjalnych. Mam swoją ekipę pirotechników i kaskaderów, z którymi te efekty tworzymy. Nie ukrywam, że jest to zawód najwyższego ryzyka. Ciężko mi znaleźć role w teatrach i na planach filmowych, które wiążą się z większym ryzykiem niż to, które my podejmujemy jako pirotechnicy. W tym wypadku nie jest tak, że jeden błąd przysporzy nam jedynie kolejnego dubla, tylko jest to związane z naszym zdrowiem i życiem. Zdarzają się sytuacje ryzykowne i nieprzewidywalne, w końcu pracujemy z żywiołem, który nie zawsze nam sprzyja, dlatego bezpieczeństwo zawsze jest na pierwszym miejscu.
W ostatnim czasie w Teatrze Żydowskim trwają spektakle „Houdini. Odyseja Magiczna”. Jakie są Twoje wrażenia i jak wyglądała Twoja nauka sztuczki, w której wydostajesz się z uwięzi, wisząc do góry nogami?
„Houdini. Odyseja Magiczna” to projekt, na który czekałem od lat. Myślałem, że byłoby wspaniale móc wcielić się w Houdini’ego i liczyłem na to, że pojawi się taka możliwość. Czy sam to zrealizuję, czy to będzie ktoś inny, miałem nadzieję, że będę w tym maczał palce. Mniej więcej pół roku temu Michał Walczak, reżyser spektaklu, odezwał się do mnie z zapytaniem, czy chciałbym wziąć udział w tym projekcie i oczywiście się zgodziłem. To dla mnie nie tylko okazja, aby wcielić się w swojego idola, ale też niezwykła przygoda. Mogę w tym spektaklu wykorzystać wiele moich umiejętności, które doskonaliłem od lat. Musiałem też nauczyć się wielu nowych rzeczy specjalnie do tego projektu.
Jak wyglądała Twoja nauka sztuczki, w której wydostajesz się z uwięzi, wisząc do góry nogami?
Eskapologia, czyli sztuka ucieczek, z których zasłynął Harry Houdini, była dla mnie czymś nowym. Ja oczywiście o niej wiedziałem, znałem po części techniki, ale nigdy sam się tego nie podejmowałem. Te wszystkie kajdany, łańcuchy, czy kaftany bezpieczeństwa musiałem dopiero poznać i wyćwiczyć. Fakt, że jest to spektakl a nie nagranie, to dodatkowy stres, bo za każdym razem tak naprawdę nie wiemy, czy to się wszystko uda. Co tylko się da, zawsze dopracowuję do perfekcji, ale mamy tu scenę w bardzo niewielkiej odległości od widzów i naprawdę ryzykowne numery. Techniki, którymi się posługuję, są bardzo podobne do tych, którymi posługiwał się Houdini ponad sto lat temu. Przyznam, że minuta na uwolnienie się z kaftanu bezpieczeństwa to bardzo krótki czas. Jak zaczynałem próby, to nie wierzyłem, że to w ogóle jest możliwe. Miesiące ciągłego uwalniania pozwalają mi powoli osiągnąć to, co robił wielki Houdini. A to czy uda mi się uwolnić przez minutę, czy nie, to trzeba przyjść na spektakl i zobaczyć 😉
Interesujesz się też pantomimą. Kiedy po raz pierwszy miałeś do czynienia z tę dziedziną i co Cię w niej tak zafascynowało?
Z pantomimą tak na poważnie po raz pierwszy zetknąłem się w 2014 roku w Państwowej Szkole Sztuki Cyrkowej, w której przez jakiś czas uczyłem się równolegle ze szkołą filmową. Tam spotkałem klasyczną pantomimę, a parę lat później dołączyłem do Warszawskiego Centrum Pantomimy, do zespołu prowadzonego przez Bartłomieja Ostapczuka, gdzie spotkałem się z jej innymi odsłonami: komedią fizyczną, rosyjskim teatrem formy, amerykański slapstickiem czy teatrem absurdu. Miałem możliwość pracowania z różnymi reżyserami. Wtedy wsiąkłem w pantomimę na dobre. Pantomima ma w sobie coś niezwykłego, co uruchamia w nas zupełne inne obszary wrażliwości. Dzięki temu, że nie posługuje się słowem, zmusza widza do głębszej interpretacji. Często bazuje na symbolice i metaforach. Pantomima jest sztuką uniwersalną, ponieważ nie mamy tej bariery językowej i każdy może ją zrozumieć. Co prawda, każda społeczność ma inny kod kulturowy i pewne symbole mogą być rozumiane inaczej, ale mimo wszystko pantomima to sztuka bardzo uniwersalna. Z pokazami pantomimy miałem trochę okazji pojeździć po świecie. Byłem w Portugalii, na Litwie, w Czechach, a w te wakacje jedziemy do Korei Południowej.
Gdybyś miał wybierać – aktorstwo czy iluzja? Która dziedzina jest Ci bliższa?
Myślę, że każdy aktor jest po część magikiem, a każdy magik jest po części aktorem. Wszystko zależy od tego, jak definiujemy sobie te zawody. Ja od zawsze mam problem, żeby wrzucić się w konkretną szufladkę. Często jest mi zadawane pytanie, czy bardziej iluzja, aktorstwo, reżyseria, a może pirotechnika, gdzie ja tak naprawdę jestem. Chyba mam w sobie rodzaj energii, który nie pozwala mi na stałe przypisać się do jednego zawodu. W swojej pracy twórczej korzystam ze wszystkich dostępnych środków i nie wyobrażam sobie, żebym miał którykolwiek z nich zostawić. Pewnie gdyby nie magia nie zagrałbym wiele swoich ról, a gdyby nie aktorstwo nie osiągnąłbym tyle w dziedzinie iluzji. Jakby ktoś postawił mnie pod ścianą i kazał wybierać, to zrobiłbym magiczną sztuczkę i zniknął.
Najnowsze komentarze