Roman Gancarczyk: Od „Zemsty” w szkole do wielkich ról – droga do aktorskiego spełnienia. ( WYWIAD)
Roman Gancarczyk to znany aktor teatralny i filmowy, który opowiedział nam o swojej drodze do sukcesu. W wywiadzie zdradza m.in., jak zaczęła się jego przygoda z aktorstwem, jakie były jego ulubione role i z kim chciałby zagrać w przyszłości.
Kim jest Roman Gancarczyk ?
Roman Gancarczyk to urodzony w 1964 roku w Myślenicach polski aktor teatralny i filmowy, a także pedagog.
Swoją drogę zawodową związał z krakowską Akademią Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego, gdzie w 1988 roku ukończył studia. Od 1993 roku jest aktorem Teatru Starego w Krakowie, gdzie zyskał uznanie za liczne role, m.in. w spektaklach „Lunatycy-Huguenau, czyli Rzeczywistość” i „Mistrz i Małgorzata” w reżyserii Krystiana Lupy.
Jego talent doceniła nie tylko publiczność, ale i krytycy, czego dowodem są liczne nagrody i wyróżnienia. Gancarczyk znany jest z wszechstronności i umiejętności kreowania wyrazistych postaci na scenie.
Choć w filmach pojawia się rzadziej, to jego role również nie przechodzą bez echa. Szczególnie doceniona została kreacja Mariana Włosińskiego w filmie „Mój Nikifor” Krzysztofa Krauzego z 2004 roku.
Oprócz pracy aktorskiej, Roman Gancarczyk aktywnie działa na polu pedagogicznym. Od lat wykłada na Wydziale Aktorskim krakowskiej PWST, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem z młodymi adeptami sztuki teatralnej.
Prywatnie aktor jest mężem aktorki Anny Radwan, z którą ma córkę Zofię.
WYWIAD Z ROMANEM GANCARCZYKIEM
Jak zaczęła się Pana przygoda z aktorstwem? Ile miał Pan wtedy lat?
Jest rok bodaj 1976. Mam 12 lat. Do mojej podstawówki w Rudniku (mojej rodzinnej miejscowości) przychodzi nowy nauczyciel od „Historii” i postanawia założyć „Kółko teatralne” w naszej szkole. Diabli wiedzą, po co się zapisuję do tego kółka. Coś mnie tam ciągnie. Ale co? Nie wiem. Zaczynamy czytać „Zemstę” A. Fredry. Mija miesiąc. Nic z tego nie wychodzi. Pan od historii wyjeżdża do innej placówki. Nigdy już później nie zagrałem w „Zemście”…ale chyba wtedy to się zaczęło!
Jakie były Pana emocje przy pierwszej profesjonalnej roli?
Były to emocje, no…duże, powiedziałbym! Pierwszą moją profesjonalną to był JOE w spektaklu w Starym Teatrze „Wracaj natychmiast Jimmy Dean” E. Graczyka w reż. P. Boëma. Byłem wówczas jeszcze na III roku PWST w Krakowie. Joe to była skomplikowana emocjonalnie postać młodego chłopaka, który jako ofiara gwałtu postanawia zmienić płeć. Zmienia się w Joanne. Postać Joanne (czyli Joe po latach) kreowała niesamowita, genialna aktorka Ewa Lassek. Było to, mówiąc krótko, trudne zadanie: konfrontacja z kobiecymi tuzami tego sławnego Teatru. Na szczęście moją główną partnerką sceniczną była wówczas Dorota Segda, moja wtedy prywatnie dziewczyna! Więc było mi łatwiej, jeśli można tak powiedzieć.
Jak wspomina Pan czasy swoich studiów aktorskich?
Wspominam te czasy jako pewien rodzaj uniesienia, czy czasami wręcz euforii. Za pieniądze podatników (i mojej cudownej Mamy, która wspomagała mnie też finansowo) mogłem uczestniczyć w świecie, który był światem z mojego wyboru! Zakochałem się (we wspomnianej już w poprzedniej wypowiedzi) dziewczynie z roku! Chodziłem bardzo często do „Piwnicy pod Baranami” i piłem wódeczkę. Poznałem Piotra Skrzyneckiego! Chłonąłem Świat. Dziwny Świat! Cudowny Świat! Byłem czasem głodny i zagubiony, ale byłem szczęśliwy! Cóż może być piękniejszego?!
Które zajęcia lub wykładowcy najbardziej zapadły Panu w pamięć?
To trudne pytanie. Trudne, bo w gruncie rzeczy, nawet te „nielubiane” zajęcia, czy „nielubiani” pedagodzy uruchamiały w nas -studentach – jakąś podwojoną potrzebę pracy własnej! I było to, jak się okazało po latach, dobre! My, z tej „gorszej” połówki roku i mający tych „gorszych” pedagogów (mówię tu o pierwszych dwóch latach studiów), staliśmy się w jakiś sposób silni. Właśnie poprzez to, że było nam ciężej. Moi ulubieni pedagodzy to prof. Jerzy Stuhr i prof. Bogdan Hussakowski. (B. Hussakowski był moim pierwszym dyr. w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi).
Która z dotychczasowych ról jest Pana ulubioną?
Jest ich dużo…bardzo dużo! Ale w gruncie rzeczy, zawsze ta ostania jest dla mnie najważniejsza! Jestem z natury sentymentalny (jestem zodiakalną Rybą) i z czułością wspominam pewne role. Niemniej jednak, ponieważ dla mnie przeszłość nie jest realna, więc ważne jest to, co dzieje się hic et nunc! A tu i teraz dzieje się James Tyron w spektaklu „Pewnego długiego dnia” E. O’Neill’a w reż. Luka Percevala!
Ma Pan jakaś rola, którą chciałby Pan zagrać w przyszłości?
Nie ma takiej roli. Nigdy o tym nie myślałem. Ale, w gruncie rzeczy, chciałbym zagrać w westernie! Prawdziwym westernie!
Z którym aktorem lub aktorką chciałby Pan zagrać?
Chciałbym się spotkać w pracy ze Scarlett Johansson i Jennifer Lawrence. Na planie filmowym westernu, oczywiście!
Jak wygląda u Pana proces przygotowania do roli?
Wszystko, jak zawsze, zależy od kontekstu! Tak, jak w muzyce np. każdy akord, i każda wręcz nuta musi odpowiadać kontekstowi opowiadanej historii muzycznej, tak i ja zawsze próbuję znaleźć się w opowiadanej scenicznej historii. Owszem, posiadam zestaw kluczy i sposobów, żeby się nie skompromitować. Ale ostatecznie zawsze liczę na coś, co mogłoby mnie obnażyć i właśnie niejako skompromitować! Wyobrażam sobie, że jestem młodym źrebakiem, który zawsze może wierzgnąć w najmniej oczekiwanym momencie! I rzeczywiście wierzgam! I to mnie cieszy! ( śmiech )
Jak wspomina Pan swoje dzieciństwo?
Wychowałem się na wsi, takiej prawdziwej! (W Rudniku, o czym już mówiłem). Dopiero po skończeniu podstawówki przeniosłem się do Krakowa, miasta, które do tej pory kocham miłością niezmienną! Kiedy miałem 8 lat, tata mój kupił telewizor. Więc to był inny świat! Cóż, nie zawsze było łatwo! Ale mogę powiedzieć z perspektywy czasu, że moje dzieciństwo było jednak idyllą rozkoszowania się NATURĄ! Po prostu. Jest dom. Jest ogród. Jest LAS, do którego możesz w każdej chwili wejść! Są zwięrzęta, z którymi się przyjaźnisz! Są koty, psy, krowy, kury, są drzewa! Jest we mnie nieustanna obecność Natury!
Posiada Pan jakieś zwierzątko? Jakie ma ono dla Pana znaczenie ?
W tej chwili nie mam. Ale, jak wspomniałem, wychowałem się w pewnym sensie wśród zwierząt, więc mają One dla mnie znaczenie zasadnicze! Kocham zwierzęta, po prostu!
Jaka jest ulubiona Pana kuchnia i danie ?
Z kuchnią miałem różne przygody. Nawet sobie kupiłem Thermomix rok temu. I dobrze mi idzie. Generalnie lubię tradycyjną „kuchnię polską”. Ale gdybym chciał coś preferować, to jednak wschód, czyli chińska, tajlandzka, japońska. Miałem okresy wegetarianizmu i muszę przyznać, że czułem się wtedy świetnie!
Jakie są Pana pasje poza aktorstwem?
Malowanie, pisanie prozy (hipotetycznie, oc!), muzyka (gra na fortepianie), itd! To mój problem, bo mam tego wiele, wiele!
Jaki jest Pana ulubiony film wszechczasów i dlaczego on ?
Oczywiście jest ich bardzo wiele! Ale…przystawiamy rewolwer do skroni i: masz jeden wybór! Ok! Więc wybieram „Fanny i Aleksander” mojego Mistrza Ingmara Bergmana!
Ma Pan córkę Zosie. Czym się zajmuje? Czy jest to coś związanego z aktorstwem ?
Moja córka Zosia szczęśliwie ominęła port zwany aktorstwo! Zajmuje się teraz przede wszystkim muzyką. Po męczarniach w szkole muzycznej I-go stopnia niespodziewanie po wielu latach obudził się w niej tłumiony instynkt muzyczny, by tak rzec. I chwała bogu, bo posiada naturalne zdolności w tej dziedzinie sztuki, odziedziczone po swojej mamie, po dziadku: wybitnym dyrygencie, i po pradziadku: wybitnym organiście z Makowa Podhalańskiego!
Pana żona jest aktorką. Czy często widują się Państwo na scenie? Jakie towarzyszą Państwu wtedy emocje?
Oczywiście, że widujemy się na scenie, choć ostatnio bardzo rzadko. Ania jest, po prostu wybitną aktorką, więc partnerowanie takiej klasy aktorce jest, w gruncie rzeczy wielkim wyzwaniem, ale też wielką przyjemnością! Nigdy między nami nie było nawet cienia rywalizacji zawodowej!
Gdzie Pan poznał się z żoną? Jakie były wtedy okoliczności?
Poznałem Anię w szkole teatralnej. Ja już byłem aktorem po szkole, ale kręciłem się wokół spektaklu dyplomowego Ani, czyli „Szkice z człowieka bez właściwości” na podstawie R. Musila w reż. Krystiana Lupy! Życie zorganizowało nam wspólne życie.
Jak Pan podchodził do roli Antoniego Winnego, aby oddać jego ewolucję na przestrzeni lat?
To się działo! Po prostu! To się działo! Nie opracowywałem tego wcześniej! Miałem cudownego reżysera i wspaniałych partnerów/partnerek. Przede wszystkim Kingę Preis! To się dzieje! To najpiękniejsze!
Który okres życia Antoniego Winnego był dla Pana największym wyzwaniem aktorskim i dlaczego?
Oczywiście największym wyzwaniem był Jego (Winnego), ostatni okres działania! To zrozumiałe, bo musiałem być kimś dużo starszym!
Jak praca nad tą sagą rodzinną zmieniła Pana spojrzenie na polską historię?
Nie zmieniła. Poszerzyła!
Gdy patrzy Pan wstecz, co powiedziałby Pan młodszemu sobie z przeszłości ?
Trzymaj się chłopie! Nie przejmuj się niczym! Doświadczaj wszystkiego TU I TERAZ! Czeka nas długa i piękna przygoda w Świecie, który nie jest rzeczywisty, więc nie przejmuj się tak bardzo! Po prostu bądź!!! A potem…zobaczymy!
Magnificent beat I would like to apprentice while you amend your site how can i subscribe for a blog web site The account helped me a acceptable deal I had been a little bit acquainted of this your broadcast offered bright clear idea