Piotr Zelt: „Dziadek znał Adolfa Dymszę i innych przedwojennych aktorów”
Piotr Zelt opowiedział o swoim dziadku Tadeuszu podczas spotkania w kawiarni „Szczęśliwa siódemka” w Pruszkowie w ramach „Znani i lubiani w Siódemce”.
Aktor pochodzi z Łodzi i tam się wychował. Pamięta z dzieciństwa swojego dziadka Tadeusza i opowiadano mu o pradziadku Józefie. Tadeusz miał przepiękny ogród, który sam pielęgnował. Rosły tam czarne i czerwone porzeczki, agrest, szczaw, rzodkiewki. Były też drzewa czereśniowe, jak również śliwka i gruszka. Jako małe dziecko zajadał się tymi pysznościami
Jeździł po wojnie mercedesem
– Dziadek pochodził ze wsi i miał czterech braci. Już podczas okupacji pracował w wytwórni wędlin. Podrzucał jedzenie partyzantom. Po wojnie otworzył ze wspólnikami fabrykę w tej branży na Piotrkowskiej naprzeciwko Grand Hotelu.
Dorobili się trzech sklepów w Łodzi, ale przyszły ciężkie czasy stalinowskie. Dziadek Piotra Zelta jeździł Mercedesem 190, więc powodziło mu się i to bardzo. Nie spodobało się to władzy. Pewnego dnia przyjechał pod swoją fabrykę i spotkał panów ze UB, którzy poinformowali go, że wszystko zostało skonfiskowane na rzecz państwa.
Wnuk pamięta smak kaszanki
Udało mu się potem otworzył już samodzielnie wytwórnię wędlin w Konstantynowie pod Łodzią. Miał swój sposób, żeby dogadywać się z miejscową władzą.
– Jako chłopiec jeździłem do dziadka. Pamiętam jego pracowników, którzy w fartuchach, w tych kadziach gotowali kaszankę, pasztetową. Pamiętam wędzarnie w starym stylu, gdzie maszyny robiły kiełbasę jeszcze z flaków naturalnych. Uwielbiałem, kiedy dziadek przynosił jeszcze ciepłe smakołyki w szarym papierze do biura. Kroił te kiełbasy i jedliśmy ze świeżym chlebem.
Tadeusz mógł funkcjonować jako prywaciarz, bo zanosił partyjniakom z PZPR-u prezenty.
– Zawijał paczki z tymi wędlinami w szary papier i ołówkiem zapisywał sobie nazwiska, do kogo ma trafić. Potem pakował to do bagażnika dużego Fiata i jechaliśmy z tym towarem do przedstawicieli władz.
Przegrywał w pokera w ramach łapówek
Innym sposobem na przekupienie komunistycznych kacyków z Łodzi było zaproszenie ich na imprezy do domu Tadeusza. Podawano wtedy wyśmienite jedzenie, alkohol lat się strumieniami, a do tego gospodarz zapraszał ich do pokera. I przegrywał z nimi spore kwoty, które były swego rodzaju łapówkami. Dawali mu spokój na jakiś czas, ale zdarzały się i kontrole.
– Mama opowiadała mi o rewizjach w domu, kiedy wjeżdżali esbecy i przetrząsali całe mieszkanie. Wywalali szuflady, bo szukali różnych rzeczy. Konfiskowali, kiedy znaleźli jakieś dewizy czy złoto. Potem dziadka wzywany na dywanik do komitetu centralnego. Oni siedzieli za stołem, a on naprzeciwko na krześle i pytali się ile im zapłaci.
Elegancki pan z klasą
Piotr Zelt wspomina bardzo ciepło swojego dziadka Tadeusza.
– On miał maniery i powierzchowność takiego przedwojennego amanta. Wspaniale się wysławiał i zachowywał z wielką klasą mimo tego, że skończył tylko podstawową szkołę. Nie było tego widać po eleganckim panu, który był lubiany w swoim środowisku, ale i aktorskim. On obracał się wśród przedwojennych gwiazd takich Adolf Dymsza, Jerzy Pichelski, czy Mieczysława Ćwiklińska. Od pana Jurka dostał zdjęcie z dedykacją, którą ma u siebie. Tacy aktorzy po wojnie pracowali w Łodzi, kiedy Warszawa była zburzona. Potem wrócili do stolicy.
Autor Mateusz Mazur
w ramach projektu #zatrzymajwspomnieniabliskich dla Fundacji Dobre Słowo
www.dobreslowo.eu
Najnowsze komentarze