Niepełnosprawność na scenie? Najwyższy czas o tym mówić
Spektakl Mój syn chodzi tylko trochę wolniej autorstwa Ivora Martinića to poruszająca opowieść o rodzinnych relacjach, akceptacji i trudnościach, z jakimi boryka się główny bohater, Franek. W Teatrze Ateneum w jego rolę wciela się Paweł Gasztold-Wierzbicki, z którym miałam okazję porozmawiać. Aktor opowiedział mi o swojej pracy nad rolą, nauce poruszania się na wózku oraz o tym, jak spektakl porusza kwestie niepełnosprawności i relacji międzyludzkich.

filopolski.pl
Paweł Gasztołd-Wierzbicki w 2023 roku ukończył studia aktorskie w Akademii Teatralnej w Warszawie. To młody, zdolny i ambitny aktor, który rozpoczął swoją historie z Teatrem Ateneum w 2022 roku w spektaklu „To wiem napewno” reżyserii Iwony Kempy.
Na początku chciałabym zapytać, ile zajęło Panu nauczenie się poruszania na wózku inwalidzkim? Czy to było trudne?
Nie, to wcale nie jest trudne. Jest bardzo intuicyjne. Czasem widownia ma mylne wrażenie, że jazda na wózku sama w sobie buduje postać i określa jej charakter. Ale tak naprawdę największym wyzwaniem było stworzenie głębi psychologicznej Franka, nie samo opanowanie techniki poruszania się na wózku.
Spektakl nie opowiada wyłącznie o niepełnosprawności, prawda?
Zdecydowanie nie. To przede wszystkim sztuka o relacjach międzyludzkich. Niepełnosprawność Franka jest istotnym elementem fabuły, bo wpływa na dynamikę w rodzinie i prowokuje pewne zdarzenia, ale nie jest głównym tematem. Największym wyzwaniem dla bohatera nie jest jego stan zdrowia, ale otoczenie, które nie potrafi tego zaakceptować. To o tym jest ta historia.
Czy na początku spodziewał się Pan, że ten spektakl podejdzie do tematu w ten sposób?
Kiedy po raz pierwszy przeczytałem tekst, od razu zwróciłem uwagę na to, że motyw wózka jest przedstawiony inaczej, niż można by się spodziewać. Nie chodzi tu o ukazanie bohatera walczącego ze swoją niepełnosprawnością, ale o zmiany w relacjach, jakie ta sytuacja wywołuje w jego środowisku. Dla mnie to jest znacznie ciekawsze niż opowiadanie o codziennych trudnościach związanych z samym poruszaniem się na wózku.
Czy spektakl ma też wymiar edukacyjny? Co może zaskoczyć widza?
Myślę, że tak, ale nie w oczywisty sposób. To nie jest sztuka, która ma nauczyć widzów, że należy respektować miejsca parkingowe dla osób z niepełnosprawnościami. Bardziej chodzi o uświadomienie, że niepełnosprawność może dotknąć każdego z nas i że szybka akceptacja tego faktu ułatwia życie wszystkim dookoła. Franek jest postacią bardzo zwyczajną, każdy może się w nim przejrzeć. To nie jest historia o kimś niezwykłym, ale o kimś, kto po prostu radzi sobie w życiu najlepiej, jak potrafi.
Czy w trakcie prób wydarzyło się coś zabawnego lub zapamiętał Pan jakieś szczególne momenty?
Wiem, że anegdoty zza kulis są zawsze najciekawsze, ale szczerze mówiąc, trudno mi sobie przypomnieć jakąś konkretną sytuację. Być może dlatego, że w trakcie pracy nad tą rolą byłem trochę jak Franek – w pewnym sensie wycofany, zdystansowany wobec innych. Mój bohater unika ludzi i nie chce, by go zagadywali, a ja, choć nie planowałem tego, też stałem się podczas prób bardziej wycofany. To przyszło naturalnie. Oczywiście trzeba umieć oddzielać pracę od życia prywatnego, ale nie da się ukryć, że sposób budowania roli wpływa na codzienne relacje między aktorami.
Spektakl Mój syn chodzi tylko trochę wolniej to nie tylko opowieść o niepełnosprawności, ale przede wszystkim o tym, jak postrzegamy siebie nawzajem i jak trudno jest zaakceptować zmiany, które niesie życie. Rozmowa z Pawłem Gasztoldem-Wierzbickim pokazała, jak wielowarstwowa jest ta historia i jak ważne jest, by nie sprowadzać jej wyłącznie do jednego aspektu. To sztuka, która daje do myślenia i na pewno zostaje z widzem na dłużej. Od marca spektakl możemy obejrzeć na deskach teatru Atenuem w Warszawie do czego serdecznie zachęcam.

Najnowsze komentarze