Maja Kowalska o tym jak odnalazła się w roli Johanny w spektaklu ,,Boeing Boeing”. (WYWIAD)
Aktorka Maja Kowalska zdradzila nam kulisy pracy nad nową rolą. W rozmowie z nami opowiada o wyzwaniach związanych z kreacją postaci Johanny, żywiołowej Niemki z czasów romantyzmu. Jaką cenę zapłaciła za perfekcję na scenie? I co ją czeka w najbliższym czasie?
Kim jest Maja Kowalska?
Maja Anna Kowalska to młoda polska aktorka, znana z ról w serialach „Ojciec Mateusz” i „Stulecie Winnych”.
Jej fascynacja aktorstwem zaczęła się znacznie wcześniej. Kiedy miała dziesięć lat, pojechała z klasą z podstawówki na spektakl „Błysk rekina” w Krakowie.
Debiut teatralny Mai Anny Kowalskiej odbył się w Teatrze Muzycznym Roma w spektaklu „Sprzedawcy Marzeń” w reżyserii Anny Sroki-Hryń.
Marzeniem Mai Anny Kowalskiej jest zagrać w wielkim musicalu, gdzie mogłaby połączyć swoją miłość do tańca, śpiewu i aktorstwa.
W wolnych chwilach tworzy ceramikę i maluje obrazy.
Wywiad z Mają Kowalską
Jak przygotowywałaś się do roli Johanny w spektaklu ,, Boeing Boeing”?
Przygotowania były długie… Po pierwsze, pojawiła się kwestia samego sposobu mówienia. Johanna jest Niemką, żywcem wyjętą z czasów romantyzmu. Nie dość, że musiałam nauczyć się niemieckiego akcentu, ale też po jakimś czasie prób zauważyłam, że wchodząc na scenę w postaci całkowicie zmienia mi się głos. Jest wyższy, ostrzejszy, inaczej artykuuję niektóre wyrazy, wtrącam niemieckie słowa w całości… Było z tym dużo zabawy, ale wydaje mi się, że postać jest już całkiem gotowa.
„Boeing Boeing” to sztuka, która wymaga precyzji w timingach i reakcjach. Czy podczas prób zdarzały się zabawne sytuacje związane z pomyłkami w dialogach lub choreografii?
Takich śmiesznych sytuacji było całe mnóstwo… Ta sztuka jest czystą matematyką. Jeden błąd, jeden pomylony wyraz i cała scena traci sens. Musimy być w stu procentach skupieni i to nie tylko na sobie, a przede wszystkim na partnerze. Niesamowicie dużo się tu nauczyłam, w szkole teatralnej nigdy nie miałam do czynienia z farsą. A co do ważności timingu, na jednym z pokazów przedpremierowych o sekundę za późno schowałam się do jednego z pokoi. W tym samym czasie zobaczyła mnie postać, która nie powinna była mnie zobaczyć do końca spektaklu. Cały sens się zgubił, ale ludzie na widowni mieli śmieszne miny.
Marc Camoletti stworzył postacie pełne życia i emocji. Jakie wyzwania aktorskie napotkalaś, wcielając się w tak nietuzinkowa postać?
Jeśli chodzi o moje trudności z Johanną, po pierwsze jest ona o sto osiemdziesiąst stopni ode mnie różna. Jesteśmy zupełnie inne. Ja jestem raczej ta cicha Majka, która nigdy się nie odzywa niepytana. Johanna jest „emocjonalnym żywiołem”, jak sama siebie nazywa. Jest głośna, nigdy nie idzie na kompromis, potrafi się złościć i postawić na swoim… Musiałam włożyć ogrom pracy w to, aby otworzyć się w takim stopniu. Na początku się tego bałam. W tym momencie granie Johanny jest dla mnie tylko i wyłącznie przyjemnością.
Johanna to jedna z trzech narzeczonych głównego bohatera. Jak podeszłaś do stworzenia swojej interpretacji tej postaci? Czy szukałaś inspiracji w innych wersjach spektaklu, czy raczej skupiłaś się na swojej wizji?
Chciałam stworzyć tę postać od zera. Od samego początku do końca, nie kierować się inspiracjami filmowymi, spektaklowymi, niczym. Johanna jest jedną z moich pierwszych postaci, którą mogłam zbudować sama, zrozumieć ją, poczuć się w jej ciele, sprawdzić, w jaki sposób się porusza, jak mówi i jakim tonem. Przez to, że dopiero zaczynam, takie lekcje są dla mnie niesłychanie ważne.
Co ciekawego u Ciebie teraz słychać ? Jakie rolę Cię czekają w najbliższym czasie?
Co u mnie? Jak zwykle. Trochę pracy, trochę magisterki, trochę odpoczynku. I jak zwykle, czekam na więcej! 2 marca zapraszam serdecznie na Przystanek Poetycki Marcina Januszkiewicza. Będę trochę śpiewać, a Marcin będzie czytał wiersze. Przy fortepianie Profesor Andrzej Perkman. Zapowiada się piękny wieczór!
Najnowsze komentarze