Tego o Lidii Kopani nie wiedzieliście!
Urodziłam się…
w Łodzi, w pięknym miesiącu, w maju. Ważyłam 4200 g i miałam ciemną, bujną czuprynę. Z opowieści najbliższych wiem, że miałam też wielki apetyt na mleko i życie (zresztą jedno i drugie do dzisiaj „połykam pasjami”).
I wiąże się z tym ciekawa historia…
Z moimi narodzinami wiąże się ciekawa, choć mrożąca krew w żyłach historia. Ponieważ byłam dzieckiem dużym i ułożyłam się do porodu prezentując światu tylną część ciała, jedynym dobrym rozwiązaniem dla tej sytuacji było cesarskie cięcie. Niestety podczas zabiegu pojawiły się komplikacje i mama znalazła się w stanie śmierci klinicznej. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Lekarze stanęli na wysokości zadania i po trzech miesiącach walki o życie, mama wróciła do domu.
Moje dzieciństwo było…
pogodne. Mam dwie siostry i dużą rodzinę. Zawsze było wokół mnie mnóstwo dzieci, które ciągle rozrabiały. Rodzice byli bardzo zapracowani, a w wychowywanie nas zaangażowana była babcia (mama mojej mamy), która była cudowną osobą i pozwalała na wiele. Podziwiam ją. To wyjątkowa osoba w moim życiu. Była aktywna zawodowo do późnej starości. Nauczyła mnie pisać i czytać zanim poszłam do „zerówki”. Miała własny sad, w którym bawiliśmy się nawet zimą. Wspinaliśmy się na drzewa, budowaliśmy domki, szałasy, a latem jedliśmy zielone jabłka i niedojrzały agrest. Obok był las, do którego chodziło się zbierać grzyby, jagody, poziomki. Rodzice często zabierali nas na różnego rodzaju wycieczki. Chyba dzięki jednej z nich, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Wawel, skończyłam historię sztuki. Tata miał fantazję i potrafił rano zapakować rodzinę do samochodu, aby wieczorem znaleźć się na Festiwalu w Sopocie.
Pamiętam ze szkoły podstawowej…
Jak każdy z nas, mam wspomnienia lepsze i gorsze, ale generalnie lubiłam chodzić do szkoły, a z nauką nie miałam problemów. Nauczyciele w większości byli fajnymi ludźmi. Niektórzy rzucali kredą w mniej grzecznych uczniów, ale jednocześnie potrafili świetnie przygotować do egzaminów do szkoły średniej. Miałam grono przyjaciół, z którymi do dzisiaj jestem w kontakcie. Bardzo się lubiliśmy i wspieraliśmy również podczas klasówek.
Moja najlepsza przyjaciółką z tego czasu była…
W szkole podstawowej zaprzyjaźniłam się mocno z dwiema dziewczynkami. Z jedną siedziałam w ławce. Zakochana w muzyce, była chodzącą łagodnością, a druga chodziła do klasy równoległej. Lubiana przez wszystkich, zawsze wygrywała konkurs na przewodniczącą szkoły. Z obiema nadal się przyjaźnię. Jestem nawet matką chrzestną syna jednej z nich. Miałyśmy wszystkie trzy ukończyć prawo i walczyć o sprawiedliwość społeczną. Dziewczyny prawo ukończyły, piastują ważne stanowiska, a ja śpiewam i „walczę” o uznanie muzyki popularnej za wartościową.
Byłam dobra z przedmiotów…
Najbardziej lubiłam przedmioty humanistyczne: język polski, historię, geografię, języki obce (rosyjski, niemiecki, angielski), ale też nieźle radziłam sobie ze ścisłymi. Pewnie dlatego, że w szkole podstawowej uczyłam się grać na pianinie, a to podobno sprzyja nauce przedmiotów ścisłych.
Moja trauma ze szkoły…
Do dzisiaj nie wiem jak interpretować zachowanie jednej z pań nauczycielek, która widząc mnie tańczącą w formacji tańca towarzyskiego i uczestniczącą w wielu konkursach, nakłaniała innych nauczycieli, aby obniżali mi oceny. Dla uczennicy, która zawsze miała świadectwo z czerwonym paskiem, było to bolesne doświadczenie. Według wielu fachowców, miałam szansę osiągnąć w tańcu spore sukcesy. Zdarzyło się też, że po dłuższych przygotowaniach, nie pozwolono mnie i mojej przyjaciółce wziąć udziału w konkursie wokalnym o zasięgu wojewódzkim. Wymyślono jakiś absurdalny powód usunięcia nas z listy uczestników i nie mogłyśmy się w tej kwestii nawet odezwać.
Szkoła średnia to dla mnie czas…
wrażeń ekstremalnych. Mieszkałam z rodzicami w Koluszkach i codziennie dojeżdżałam pociągiem do liceum w Łodzi. Czasami trzeba było wstawać o 5 rano, bo zajęcia rozpoczynały się o 7.15. Nauka w liceum naznaczona jest piętnem trudnej miłości i związku z chłopakiem, który uwielbiał dawać się wszystkim we znaki. Nieprzyzwoicie bogaty, rozpieszczony, musiał mieć wszystko, czego zapragnął. Odległości i pory dnia, nie stanowiły dla niego problemu. Mieszkający w Łodzi, potrafił zjawić się pod moim domem w Koluszkach o 3 nad ranem, a kiedy nie chciałam go wpuścić ze względu na nieprzyzwoitą porę, wszedł przez dach. A wejść na dach mojego domu nie jest łatwo, bo ma on w sumie 4 kondygnacje. Kiedy zmęczona jego atakami zazdrości, pojechałam z grupą przyjaciół nad morze pod namioty, to on po trzech dniach przyjechał i mój wyjazd w tym gronie musiał się zakończyć. Nie przeszkadzało mi to jednak dobrze się uczyć i uczestniczyć w różnych konkursach muzycznych i nie tylko oraz zdobywać nagrody. Dzięki konkursowi Miss Nastolatek dowiedziałam się, że mam głos na tyle ciekawy, że warto o niego zadbać. Tak zaczęłam się uczyć śpiewu.
Pierwszą miłość przeżyłam……
pod koniec szkoły podstawowej. To była piękna, romantyczna i niewinna miłość. Zanim zaczęliśmy się spotykać na spacerach i uchodzić za parę, ponad rok o mnie zabiegał. Wodził za mną wzrokiem, pisał wiersze. To był bardzo wrażliwy i delikatny chłopak. Życzę każdej młodej dziewczynie takiej sympatycznej „pierwszej miłości”.
18 lat to dla mnie…
ważny moment. Poczułam się dorosła. Rodzice podarowali mi niewielkich gabarytów zielony samochodzik i mogłam nim przemierzać świat. Samochodzik sprawiał mi czasami trochę kłopotów. Na przykład kiedy odjeżdżając już spod Uniwersytetu Łódzkiego, urwała mu się rura wydechowa i nie było osoby, która nie zwróciła na mnie uwagi. Mimo tego wspominam go z wielkim sentymentem.
Pamiętam studniówkę…
jak przez mgłę. Była część artystyczna, wyrecytowałam wiersz, był polonez. Nie mam jakichś szczególnych wspomnień związanych ze studniówką.
Matura to…
Bardzo ją przeżywałam, choć poszła mi świetnie. Dobrze się uczyłam, więc z części egzaminów byłam zwolniona.
Pierwszy mój pomysł na studia…
Bardzo chciałam zostać lekarzem. Było to związane z moimi dość nieprzyjemnymi przeżyciami z dzieciństwa. Dwa razy byłam w szpitalu. Pierwszy raz wylądowałam tam, ponieważ układając domek z małych, plastikowych patyków, przegryzłam jeden z nich na pół, i jedną jego część połknęłam. Okazało się, że patyczki wykonane były z bardzo toksycznych materiałów i ten mały fragment we mnie zaczął się topić i zatruwać organizm. Spędziłam w nim kilka miesięcy. Pominę szczegóły pobytu, ale nie był to łatwy czas dla mnie i mojej rodziny. Miałam jednak dobrą opiekę, silny organizm i wyzdrowiałam. Po raz drugi znalazłam się w szpitalu dzięki powikłaniom po śwince. Tak narodziła się we mnie chęć niesienia pomocy innym. Pewnie dlatego ukończyłam studia podyplomowe z arteterapii…
Pamiętam ze studiów…
To był wspaniały czas. Studiowałam historię sztuki na Uniwersytecie Łódzkim. Sale wykładowe mieściły się w pięknej, zabytkowej kamienicy po rzy ul. Kościuszki. Mój rok był wyjątkowy. Były na nim głównie dziewczyny, ale za to bardzo sympatyczne. Każdego roku mieliśmy wyjazdy naukowe. Odwiedziliśmy wiele pięknych miejsc w Europie. Poza tym, udało mi się cały czas rozwijać muzycznie. Uczyłam się śpiewu, współpracowałam z Robertem Jansonem.
Moja pierwsza praca…
Pierwszą moją pracą była praca aktorki. W wieku 17 lat zagrałam w filmie Władysława Pasikowskiego „Słodko – gorzki”. Grałam w nim jedną z uczennic. Spędziłam na planie dwa tygodnie i poznałam wiele niesamowitych osób.
Dorosłość kojarzy mi się…
Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Jako nastolatka byłam bardzo dojrzała, szybko uniezależniłam się od rodziców. Mam wrażenie, ze od dawna jestem dorosła. Na pewno wiąże się z odpowiedzialnością za własne czyny, za rodzinę i potomstwo, jeśli je posiadamy.
Pierwszy sukces zawodowy…
Chyba fakt, że udało mi się nawiązać współpracę z Robertem Jansonem. To było bardzo zaskakujące. Nagrałam demo w jednym ze studiów nagrań w Łodzi i nawet nie wiedziałam, że ktoś taki jak Robert będzie je przesłuchiwał. Po jakichś dwóch miesiącach od nagrań dostałam telefon i zaproszenie na rozmowę dotyczącą możliwości wspólnych działań.
Co robię gdy mam doła…
Słucham muzyki relaksacyjnej, czytam, zaczynam śpiewać, albo włączam film. Gdy to nie pomaga, ruszam na zakupy albo na „window – shopping”.
Pierwszy zawód miłosny…
Jako nastolatka zakochana byłam w Brianie Littrellu z zespołu Backstreet Boys. Uwielbiałam jego głos. Niestety nie odwzajemnił mojej miłości.
Moj wymarzony partner…
Błyskotliwy z poczuciem humoru, z dystansem do siebie, dający kobiecie poczucie bezpieczeństwa. Nie przepadam za egoistami, narcyzami, megalomanami.
Największy sukces…
Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, na pewno było nim reprezentowanie Polski w Konkursie Eurowizji w Moskwie. Od jakiegoś czasu inaczej postrzegam jednak sukces. Każdy dobrze spędzony dzień może nim być.
Największa porażka…
Nie przypominam sobie. Wychodzę z założenia, że porażki i niepowodzenia również są nam w życiu potrzebne, bo dzięki nim możemy zmieniać nasze życie. Bez porażek nie będzie sukcesów.
W przyszłości chciałabym…
Obronić pracę doktorską, mieć swoje bezpieczne miejsce na rynku muzycznym, dzielić się wiedzą i doświadczeniem z młodszymi pokoleniami. Chciałabym też cieszyć się dobrym zdrowiem, aby móc być w miarę na bieżąco z nowinkami technologicznymi, ponieważ to one ostatnimi czasy zmieniają naszą rzeczywistość.
Boje się…
Lęk towarzyszy człowiekowi każdego dnia i dotyczy różnych sytuacji. Bez lęku ludzie by się nawzajem pozabijali.
Moim marzeniem jest …
dużo podróżować, nagrywać znakomite utwory, grać koncerty i zostać mamą. Kolejność przypadkowa…
Wierzę w…
człowieka, jego kreatywność.
Najnowsze komentarze