Legenda, której nie znacie – Piotr Kuźniak o nieustającej pasji do dźwięków
Piotr Kuźniak – wokalista, muzyk i kompozytor. Członek zespołu „Trubadurzy” oraz aranżer piosenek Czesława Niemena, w 2023 roku świętował 70 – lecie pracy artystycznej. Wywiad z ikoną polskiej sceny muzycznej, która wciąż zachwyca swoim talentem i energią.

Jak zaczęła się Pana przygoda z muzyką?
Od dziecka pamiętam, że w moim rodzinnym domu podczas spotkań towarzyskich królowały tańce i śpiewy. Moja mama grała na mandolinie i harmonijce ustnej. Już wtedy muzyka bardzo mnie inspirowała. Często pod nieobecność rodziców szperałem w szafie i znalazłem mały czerwony akordeon 32 – basowy Royal Standard. Pewnego razu rodzice wrócili z zakupów wcześniej niż przewidywali i przyłapali mnie na gorącym uczynku jak brzdąkam na instrumencie. Wystraszyłem się. Moja mama opanowała sytuację, dołączyła do mnie grając na mandolinie. Po tym zdarzeniu rodzice postanowili zapisać mnie (jako 4 – latka) na kurs gry na akordeonie. Uczyłem się u kapelmistrza Orkiestry Akordeonistów – Zygmunta Woźniewicza. Orkiestra ta działała w Domu Tramwajarza w Poznaniu. Po 2 latach nauki zacząłem regularnie grać z Orkiestrą. W 1954 roku nagrałem solo na akordeonie dla programu 2 Polskiego Radia.

Okazuje się , że ma Pan również talent wokalny. Jak wyglądały początki w chórze „Poznańskie Słowiki” prof. Stuligrosza?
W 1957 roku przystąpiłem do egzaminów wstępnych. Z grona tysięcy chętnych osób dotarłem do ścisłej czołówki. Znalazłem się na liście rezerwowej. Oznaczało to, że podczas nieobecności któregoś z chłopców na zajęciach miałem możliwość śpiewania z chórem. Zastąpiłem m.in. Wojtka Kordę. Po pół roku zostałem już solistą. W chórze śpiewałem do wiosny 1963 roku.

Jak potoczyły się Pana dalsze losy muzyczne?
W 1962 roku wziąłem udział z siostrą i kolegą – Leszkiem Patalasem w Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. W kategorii duety i tercety zajęliśmy 1. miejsce przed duetem Klenczon/Wargin. W kategorii solistów na tym festiwalu występowały takie gwiazdy jak Helena Majdaniec, Karin Stanek, Michaj Burano, Wojciech Korda, Ryszard Kania, Grażyna Rudecka, Anna Cewe, Toni Keczer oraz Czesław Wydrzycki(Niemen).
Kim dla Pana był Czesław Niemen?
Na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie nawiązała się między nami nić długoletniej współpracy . Od tego czasu Czesław stał się moim idolem. Gdy koncertował w Poznaniu nie opuściłem żadnego jego koncertu. Uważam, że był to jedyny taki talent, drugi taki się już nie narodził. Jego postać wyprzedziła co najmniej 2 – 3 epoki. Po wspólnym pobycie w USA otrzymałem zgodę od Czesława na wykonywanie jego twórczości w moich własnych aranżacjach. Rok po śmierci Niemena, w 2005 roku, wydałem płytę pt.” Piotr Kuźniak w hołdzie Czesławowi Niemenowi śpiewa i gra złote przeboje”. Często jako One Man Orchestra koncertuję z jego przebojami. Wystąpiłem jako jedyny polski artysta w jego rodzinnej miejscowości Stare Wasiliszki na Białorusi.

Jak rozpoczęła się Pana współpraca z Anną Jantar?
W 1962 roku będąc uczniem Technikum Łączności w Poznaniu założyłem zespół „Szafiry”, do którego dołączyła Anna Szmeterling. Po jednym z festiwali opolskich Leszek Konopiński i Włodek Ścisłowski nadali artystce pseudonim „Jantar”. Wokalistkę pierwszy raz usłyszałem podczas koncertów nad jeziorem Strzeszyńskim w Poznaniu. Z „Szafirami” występowaliśmy w klubie Kwadrat przy ul. Dojazd w Poznaniu. Odbywały się tam tzw. „fajfy”. Za zarobione wówczas pieniądze kupiłem swoją pierwszą gitarę elektryczną Jolana Star.

Słyszałem, że jest Pan multiinstrumentalistą. Na jakich instrumentach Pan gra?
Gitara basowa, klawisze( organy Hammonda, pianino), perkusja, skrzypce, akordeon, ukulele. Gram na wszystkim oprócz instrumentów dętych.
Jakie ma Pan wspomnienia z zespołem „Waganci”?
Jarosław Kukulski, założyciel tego zespołu, w 1969 roku zaproponował współpracę Annie Jantar. Ona zgodziła się na transfer pod warunkiem zaangażowania również mnie. Z „Wagantami” nagraliśmy płytę z przebojem „Co ja w Tobie widziałam?”. Mieliśmy plany z Anią na nagrania kolejnej płyty. Niestety w 1980 roku wokalistka poniosła śmierć w katastrofie lotniczej.

Jak rozpoczęła się Pana zagraniczna przygoda?
W 1972 roku wyjechałem do krajów skandynawskich. Spędziłem tam łącznie 21 lat. Wyjazd był zorganizowany przez Agencję Artystyczną „Pagart”. Za granicą grałem razem z zespołem „Happy Band”. Koncertowaliśmy w różnych, lokalnych restauracjach, w których grali również m.in. Tom Jones, Jan Garbarek, norweski zespół Kvelertak czy francuskie trio jazzowe Pierre Martin. Podczas pobytu w Finlandii zainspirowałem się także muzyką Carlosa Santany. Ten artysta gra w prosty sposób to co naprawdę czuje.
Czy w trakcie kontraktu z Agencją Artystyczną „Pagart” odwiedzał Pan kraj?
Tak. W 1974 roku przyjechałem do Polski, ponieważ Aleksander Maliszewski zaangażował mnie do zespołu akompaniującego Urszuli Sipińskiej, Andrzejowi Dąbrowskiemu, Tadeuszowi Woźniakowi, Alibabkom. W tym samym roku podczas otwarcia poznańskiej Areny w duecie z Urszulą Sipińską zaśpiewaliśmy piosenkę „Po ten kwiat czerwony”. W wolnych chwilach współpracowałem w Polsce z Ryszardem Poznakowskim nagrywając piosenki.

Gdzie poznał Pan Ryszarda Poznakowskiego i jak przebiegała Wasza współpraca?
Ryszarda poznałem w 1987 roku w trakcie rejsu na promie. Poznakowski zaproponował mi nagranie swojej autorskiej kompozycji „Słowa na wiatr”. Z tą piosenką wystąpiłem w 1988 roku na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Zająłem ex aequo 3. miejsce z Anią Jurksztowicz, która zaśpiewała utwór „Stan pogody”. Z Ryśkiem łączyła mnie ogromna więź. Był moim najlepszym przyjacielem, nie kłóciliśmy się, zgadzaliśmy się pod każdym względem. Z Poznakowskim pracowało mi się rewelacyjnie. Miał on kapitalne pomysły muzyczne. Nasza współpraca się zazębiała. To co Rysiek skomponował, ja zaśpiewałem.

Jak zareagował Pan na śmierć artysty?
Było to dla mnie ogromne przeżycie i szok. Odszedł mój najbliższy przyjaciel. Na pogrzebie zaśpiewałem piosenkę jego autorstwa „Byłeś tu”. Był to hołd oddany wielkiemu kompozytorowi. Teraz myślę o specjalnym programie poświęconym zmarłemu koledze, w którym zaprezentowane zostaną jego dzieła.
Jaki jest Pana wkład w twórczość zespołu „Trubadurzy”?
W 1993 roku wróciłem na stałe do kraju. Ryszard Poznakowski, który był wówczas kierownikiem muzycznym, zaproponował mi zastąpienie Krzysztofa Krawczyka w zespole „Trubadurzy”. Zagraliśmy koncert w hotelu Forum w Warszawie na Balu Mistrzów Sportu. Myślałem, że to będzie jednorazowy występ. Ostatecznie moja przygoda z „Trubadurami” trwała 29 lat, ponieważ Krawczyk rozpoczął karierę solową . Wraz z zespołem nagraliśmy płytę „Złote przeboje „Trubadurów”.

Jakie nowe wyzwania zawodowe stanęły przed Panem po odejściu z „Trubadurów”?
Zostałem zaproszony do wzięcia udziału w cyklu koncertów poświęconych Krzysztofowi Krawczykowi „Jak przeżyć wszystko jeszcze raz?”, organizowanych przez agencję Royal Concert. Na scenie wystąpiłem z czołowymi artystami polskiej sceny muzycznej takimi jak Justyna Steczkowska, Kuba Badach, Andrzej Piaseczny, Kasia Cerekwicka, Michał Wiśniewski, Grzegorz Skawiński czy Kasia Moś. We wszystkich naszych wykonaniach muzycznych wspierała nas Royal Symphony Orchestra pod dyrekcją Jarosława Barowa. Pod koniec zeszłego roku na platformę Youtube trafiła „odświeżona” wersja piosenki „Niespodziewany zmierzch miłości” w duecie z Kasią Moś. Pochodzi ona z musicalu „Ostry makijaż” Ryszarda Poznakowskiego, wystawianego w warszawskim Teatrze Syrena w 1992 roku.
W którym z zespołów najlepiej się Panu muzykowało?
Uważam, że obecny zespół „Piotr Kuźniak Band” jest rewelacyjny. To młode chłopaki z Poznania, dla których muzyka jest pasją. Wierzę, że można z nimi wiele zdziałać. Wykonaliśmy już wspólnie kilka koncertów m.in. w Olsztynie z Markiem Piekarczykiem, Natalią Niemen i Mateuszem Ziółko. Aktualnie przygotowujemy się z moim zespołem do koncertu „Przeboje lat 80.”, który odbędzie się 13 lutego w kinie Apollo w Poznaniu. Wystąpią razem z nami Marek Piekarczyk i Mateusz Ziółko.

Jak opisałby Pan swój styl muzyczny?
Pop, rock i funky, które się ze sobą łączą. Dla odprężenia słucham muzyki klasycznej( Bach, Mozart, Haendel).
Czy po wielu latach pracy na estradzie nadal ma Pan tremę?
Tremę miałem tylko, gdy pierwszy raz śpiewałem solo z chórem Stuligrosza „Poznańskie Słowiki”. Teraz to już nie wiem czym jest trema, wychodzę na scenę śpiewam i gram.
Jakich rad udzieliłby Pan początkującym muzykom?
Warto być konsekwentnym w tym co się robi i nie zrażać się przeciwnościami jakie mogą się przytrafić. Ważne, aby umieć grać od siebie, tak jak się czuje. Nie można kopiować wielkich mistrzów.
Wywiad przeprowadził : Karol Kaczmarek

Najnowsze komentarze