Dziś mija 13. rocznica śmierci Amy Winehouse. Czy dało się uratować legendarną wokalistkę?
Umierała na oczach całego świata. Nawet matka nie była zaskoczona jej śmiercią. Mimo że Amy Winehouse pozostawiła po sobie niewielki dorobek artystyczny, przeszła do historii jako jedna z największych gwiazd muzyki. Dziś miałaby 40 lat i mogłaby stworzyć jeszcze więcej. Czy Amy dało się uratować?
Autodestrukcja od najmłodszych lat
Amy Winehouse urodziła się 17 września 1983 roku w Londynie. Pierwszego skręta wypaliła już jako 10-latka, kiedy jej rodzice się rozwiedli. Dziewczyna mieszkała z matką, jednak ta, sama zmagając się z problemami psychicznymi, nie interesowała się córką. Ojciec, który odszedł do innej kobiety, był praktycznie nieobecny w życiu Amy. Zajmowała się nią głównie babcia, z którą była bardzo blisko. To ona zaszczepiła w młodej wokalistce miłość do muzyki jazzowej. Jako nastolatka mierzyła się z licznymi demonami: cierpiała na depresję, zaburzenia odżywiania, okaleczała się i zażywała miękkie narkotyki.
Droga na szczyt i cierpienie
W 2003 roku Amy Winehouse wydała debiutancką płytę „Frank”. Przy okazji po raz pierwszy sięgnęła po twarde narkotyki. W 2005 roku związała się z Blakiem Fielderem-Civilem, w którym była zabójczo zakochana. To on wciągnął ją do reszty w świat narkotyków i po kilku miesiącach zostawił dla swojej dawnej miłości. Niedługo później zmarła babcia wokalistki.
W tym samym roku został wydany drugi album Winehouse „Back To Black”. Tytułowy singiel opowiada o powrocie Amy do najmroczniejszego czasu w jej życiu, głębokiej depresji. Utwór został umieszczony na 98. miejscu najlepszych piosenek lat 2000. Inny singiel to „Rehab”, który otrzymał trzy nagrody Grammy. Wokalistka śpiewa w nim o tym, że odmówiła pójścia na odwyk. Została zawieziona przez swojego menadżera do ośrodka, w którym sądziła, że zostanie tylko na tydzień. Gdy na miejscu dowiedziała się, że potrzebny będzie co najmniej 2-miesięczny pobyt, zrezygnowała z leczenia („I’d rather be at home with Ray, I ain’t got seventy days”).
Symbolem sukcesu, a zarazem tragedii artystki, stały się jej słowa wypowiedziane podczas gali rozdania nagród Grammy. Po otrzymaniu statuetki za piosenkę „Rehab” Winehouse za kulisami stwierdziła: „Bez narkotyków jest nudno”.
Życia nie ułatwiali jej też paparazzi, którzy śledzili ją na każdym kroki i wręcz czatowali pod jej domem. Tymczasem Amy nigdy nie chciała być sławna. Pragnęła tylko tworzyć i występować. Jej największym marzeniem było założenie rodziny i cierpiała, że nie jest w stanie go spełnić. Gwoździem do trumny było odkrycie, że jej dawny ukochany Blake ma dziecko z inną kobietą.
Śmiertelny upadek
Pod koniec życia stan zdrowia Winehouse był w opłakanym stanie. Na koncertach pojawiała się nietrzeźwa i ledwo mogła utrzymać równowagę, nie mówiąc o śpiewaniu i pamiętaniu tekstu. Po raz ostatni wystąpiła w Belgradzie. Została do tego zmuszona i widać było, jak bardzo nie chciała być na scenie. Wyglądała na znudzoną i wystraszoną, nieustannie pocierała ramiona, poprawiała włosy.
„Pamiętam, że kiedy usiadła na głośniku, zdjęła buty i rzuciła nimi w chórzystę, to byliśmy przekonani, że sobie żartuje. Amy słynęła z niebanalnego poczucia humoru. Może chciała sprawdzić naszą cierpliwość. Dopiero kiedy zaczęła śpiewać drugi kawałek i nadal było dość dziwnie, to wiedzieliśmy, że coś jest z nią nie tak” – wspomina Iva, uczestniczka koncertu w Belgardzie.
Źródło: Onet Kultura
Po południu, 23 sierpnia, ochroniarz Winehouse znalazł ją martwą w sypialni. Kobieta zatruła się alkoholem po długiej abstynencji. Miała 27 lat. 5 grudnia pośmiertnie wydano jej album „Lioness: Hidden Treasures”.
Czy Amy dało się uratować?
Historia Amy mogłaby się potoczyć inaczej, gdyby miała wokół siebie życzliwych ludzi. Sama wokalistka śpiewała w swoim hicie „Rehab”: „Ja już nawet nie chcę więcej pić, potrzebuję tylko przyjaciela”. Niestety nie mogła liczyć na wsparcie najbliższych. Jej ojciec wyzyskiwał ją, a ich sytuacja porównywana jest do tej Britney Spears i jej ojca. Matka Amy była bezczynna i zdawała się już pogodzona ze stanem córki.
„Nie mówię, że zawsze przewidywałam, że umrze tak młodo, ale nie było to dla mnie zaskoczeniem. Nigdy nie mogłam wyobrazić sobie mojej córki jako starszej osoby. Zawsze była tą młodą, pełną energii dziewczyną, której wydawało się, że jest nieśmiertelna. Amy nie było pisane dożyć 30-tki” – przyznała Janis Winehouse, matka wokalistki, w rozmowie z The Sun.
W 40. urodziny Amy jej były mąż Blake publicznie wyznał, że do końca życia nie wybaczy sobie, że wciągnął ją w nałóg, aczkolwiek nie uważa, że jest bezpośrednio winny jej śmierci.
Back to Black: historia Amy Winehouse
W ubiegłym roku wyszedł pierwszy film fabularny, ukazujący życie brytyjskiej wokalistki. Biografia Amy Winehouse stworzona przez reżyserkę „50 twarzy Greya” Sam Taylor-Johnson wywołała spore emocje. Wielu krytyków uznaje, że film świetnie ukazuje Amy jako artystkę, ale nie jako osobę. „Upudrowana autodestrukcja”, „wybielanie mroku życia”, „Amy Winehouse zasłużyła na lepszy film” – padają określenia w serwisach z recenzjami. Głównym zarzutem jest oczyszczenie ojca artystki i jej byłego męża Blake’a z win. Z drugiej strony jest to zrozumiałe, gdyż to rodzina Winehouse udzieliła twórcom filmu licencji do utworów wokalistki. Zostało też przemilczanych wiele problemów natury psychicznej Amy: uzależnienie od narkotyków, zaburzenia odżywiania, przemocowość. Być może kolejni będą chcieli przeskoczyć tak zawieszoną poprzeczkę i o Amy Winehouse powstanie jeszcze kilka dzieł filmowych. Mówi się, że jej życie i osobowość były tak barwne, że stanowią gotowy materiał na historię.
Najnowsze komentarze